Tłumaczenie: Adrian Anaszczak
Źródło: „Nexus” nr 1 (3) 1999
Jak pokazują badania, uszkodzenia ciał wielu dzieci, które diagnozowane są rutynowo jako „syndrom potrząsanego dziecka”, mogą być rezultatem szczepień.
Ostatnio coraz częściej słyszy się o „epidemii”, którą nazywa się „syndromem potrząsanego dziecka”. Rodzice dzieci, a zwłaszcza ojcowie oraz opiekunowie dzieci jak na przykład nianie, bardzo często oskarżani są o tak silne potrząsanie dziećmi, że powstają u nich trwałe uszkodzenia mózgu, a w niektórych przypadkach nawet śmierć. Dlaczego tak się dzieje? Czyżby z jakiegoś powodu przybywało dzieciobójców lub osób, które lubią krzywdzić dzieci? A może przyczyna tego rodzaju wypadków leży gdzie indziej?
Od pewnego czasu zgłaszają się do mnie prawnicy reprezentujący rodziców oskarżanych o rzekome krzywdzenie własnych dzieci w celu zasięgnięcia u mnie opinii. Po bliższym zapoznaniu się z genezą wszystkich opisywanych mi przypadków ujawniły one swoje drugie, groźniejsze oblicze. Otóż, w każdym z badanych przeze mnie przypadków opisywane przez rodziców objawy choroby dziecka pojawiały się zawsze po podaniu dziecku szczepionki.
Analizując historie choroby każdego z tych dzieci, dzienniki sprawowanej nad nimi opieki oraz medyczne bazy danych szybko ustaliłam, że badane przeze mnie dzieci zostały poddane jednemu lub kilku z tak zwanych rutynowych szczepień – przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby typu B, DPT (dyfteryt, koklusz, tężec), polio (choroba Heinego-Medina) oraz HiB (Haemophilus influenzae1 typu B). W dość krótkim czasie po podaniu im tych szczepionek wystąpiły u nich objawy choroby, której rezultatem było poważne uszkodzenie mózgu lub ich śmierć.
Dziecko zaraz po urodzeniu jest zazwyczaj zdrowe i w okresie dwóch miesięcy zostaje poddane pierwszej serii rutynowych szczepień. (Czasami szczepionka przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby typu B zostaje podana w niedługim czasie po urodzeniu, kiedy dziecko i matka znajdują się jeszcze w szpitalu. Jednak w chwili obecnej dość duża liczba dzieci umiera w okresie kilku dni albo dwóch do czterech tygodni po urodzeniu i to po podaniu szczepionki przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby typu B. Zostało to udokumentowane w aktach działającego w Stanach Zjednoczonych VAERS [Vaccine Adverse Event Reporting System - System Raportowania Reakcji Ubocznych na Szczepionki]). Tak więc czasami po podaniu szczepionki dziecko przestaje się rozwijać i jego zdrowie zaczyna się pogarszać. Takie dziecko wykazuje zazwyczaj oznaki infekcji dróg oddechowych. Następnie otrzymuje drugą i trzecią serię szczepień i w tym momencie dochodzi do tragedii – dziecko zaczyna coraz intensywniej płakać, nie można go uspokoić ani pocieszyć, może przestać przyjmować pokarm, zaczyna wymiotować, ma trudności z połykaniem, zaczyna być przewrażliwione, ma kłopoty ze snem, może nawet dojść do konwulsji i pogorszenia jego stanu zdrowia, a także do upośledzenia funkcji mózgu.
Pogorszenie stanu zdrowia dziecka może narastać bardzo szybko albo stopniowo, do momentu dopóki rodzice nie zauważą jakichś niepokojących zmian w jego zachowaniu. Dopiero wtedy śpieszą do lekarza albo do szpitala. Co ciekawe, lekarz zawsze pyta ich, kiedy dziecko było poddawane szczepieniu. Przypominając sobie, że ich pociecha jest „uodporniona”, ich wątpliwości co do jego stanu ulegają z reguły rozproszeniu. Mają jednocześnie nadzieję, że wszystko szybko wróci do normy. Zwykle w takim momencie lekarz odsyła ich z dzieckiem do domu, udzielając im rady: „Dajcie mu Panadol”. Jeśli jednak rodzice nadal upierają się, że z ich dzieckiem jest coś nie w porządku, traktuje się ich jako przesadnie przewrażliwionych lub kogoś, kto szuka kłopotów. Tak więc rodzice idą do domu, a ich dziecko pozostaje w tym samym stanie co poprzednio, a w skrajnych przypadkach umiera.
Do niedawna śmierć dziecka z powodu podania mu szczepionki była określana jako „nagła śmierć noworodka”, zwłaszcza gdy brak było wyraźnych symptomów oraz wyników badań patologicznych. Obecnie z uwagi na rosnącą liczbę przypadków przedwczesnej śmierci noworodków rodzice (głównie ojciec) często oskarżani są o spowodowanie śmierci dziecka z powodu zbyt mocnego potrząsania nim. „Uzasadnieniem” oskarżeń wysuwanych pod adresem rodziców jest domniemanie, że rodzice, widząc, że ich dziecko się nie porusza, nie oddycha, ma szkliste spojrzenie, zaczynają nagle odruchowo nim potrząsać, aby przywrócić je do życia. Czasami – co zakrawa trochę na ironię – chcąc ratować życie swojemu dziecku rodzice oskarżani są potem o spowodowanie obrażeń wewnętrznych, które doprowadziły rzekomo do utraty przez nie oddechu. W rzeczywistości obrażenia te istniały już wcześniej, przed potrząsaniem dziecka mającym na celu przywrócenie go do życia.
Nieważne co powiedzą lub zrobią rodzice pokrzywdzonego dziecka. I tak wszystko świadczy przeciwko nim. Jeśli będą płakać i okazywać zbyt wiele emocji, sąd uzna to za oznakę ich winy. Jeśli będą zachowywać się spokojnie nie okazując żadnych emocji, sąd uzna, że są wyrachowani i winni.
Innym razem przerażeni rodzice starają się opisać symptomy choroby dziecka towarzyszącemu im w szpitalu lekarzowi lub chirurgowi, zupełnie nie rozumiejąc, co tak naprawdę przytrafiło się ich dziecku. Zdezorientowani i będący w szoku dopiero po pewnym czasie odkrywają, że kiedy opisywali lekarzowi dostrzeżone przez siebie objawy, on albo inny członek zespołu lekarskiego diagnozował je jako syndrom potrząsanego dziecka.
Wielu z tych rodziców oskarżanych jest często o spowodowanie obrażeń u swojego dziecka, a nawet osadzanych w więzieniu za coś, czego w rzeczywistości nie popełnili, a co było udziałem kogoś zupełnie innego. Niektóre z tego rodzaju przypadków kończą się uniewinnieniem w sądzie apelacyjnym lub zostają wygrane na podstawie opinii ekspertów, którzy dowodzą, że sprawcami śmierci dziecka nie byli rodzice, ale podana mu przez lekarza szczepionka. Jednak tylko dobry Bóg i jeszcze lepszy prawnik mogą pomóc rodzicom lub opiekunom, którym zdarzyło się nie wiedzieć o tym lub, co gorsze, mają kryminalną przeszłość związaną z przemocą wobec dziecka, bądź jakikolwiek związek z „nie wyjaśnionym” przypadkiem śmierci dziecka pozostającego pod ich opieką. Jednak najtrudniejszym do wybronienia przypadkiem nie wyjaśnionej śmierci dziecka jest sprawa, w której śmierć dziecka nastąpiła z powodu podania mu szczepionki i które miało ponadto złamaną rękę lub popękaną czaszkę. Coraz częściej tym niefortunnie doświadczonym przez los rodzicom proponuje się „układ” polegający na tym, że jeśli przyznają się do winy, to dostaną jedynie kilka lat odsiadki w więzieniu. Jeśli jednak tego nie zrobią, to mogą spędzić w nim nawet dwadzieścia lat.
Od obeznanego z tym tematem pracownika socjalnego dowiedziałam się, że w Stanach Zjednoczonych wielu takich rodziców już odbywa karę w więzieniach. Najpierw zmuszono ich do zaszczepienia swoich dzieci, a kiedy pojawiły się groźne efekty uboczne lub kiedy ich dziecko zmarło, musieli ponieść za to karę.
Oczywiście istnieje możliwość, że w niektóre tego rodzaju przypadki nie wyjaśnionej śmierci dziecka mogą być zamieszani dzieciobójcy lub osoby, które umyślnie krzywdzą dzieci. Niemniej brak jakiegokolwiek wyjaśnienia, dlaczego tak wielu rodziców czy też opiekunów dzieci miałoby zachowywać się w sposób grożący utratą przez ich podopiecznych zdrowia lub życia. Podejrzewanie i oskarżanie niewinnych rodziców o chęć zrobienia krzywdy swojemu dziecku bywa w takich przypadkach zwykłym okrucieństwem.
DOWODY MEDYCZNE
Czy literatura medyczna mówi coś na temat syndromu potrząsanego dziecka? Przyjrzyjmy się pracom, w których uczeni starają się wyjaśnić ten niepokojący wiele osób problem.
W swoich pracach z roku 1972 i 1974 Caffey2,3 traktuje „ostry syndrom potrząsanego noworodka” jako skutek silnego potrząsania kończynami noworodka, które może doprowadzić do śródczaszkowych i sródocznych krwawień grożących trwałym uszkodzeniem mózgu i opóźnieniem w rozwoju umysłowym. Opis tego rodzaju objawów pojawił się już ponad trzydzieści lat temu i odnosił się do „sześciu zmaltretowanych dzieci w roku 1945″. Do podstawowych symptomów pojawiających się w tym syndromie należały krwiaki podtwardówkowe, krwawienia śródoczne i wielorakie zmiany w kościach długich. Powyższe objawy były koronnym „dowodem” na to, że przed pojawieniem się tych zmian dziecko było mocno potrząsane.
W roku 1993 Reece4 przeanalizował przypadki nieodpowiedniego obchodzenia się z dziećmi oraz tak zwany syndrom nagłej śmierci noworodka5 (SIDS), a także krytyczne decyzje lekarzy, którzy stawiali w tych sprawach diagnozy. Wskazał na konieczność rozróżniania nieoczekiwanej śmierci noworodka od przypadku syndromu nagłej śmierci noworodka oraz ustalenia związku, jaki mają nieoczekiwane śmierci noworodków z przypadkami niewłaściwego obchodzenia się z dziećmi. Stwierdził też, że pediatrzy, lekarze rodzinni, patolodzy oraz agencje zajmujące się ochroną dzieci powinni dokładniej zapoznać się z tym szeroko rozpowszechnionym problemem. Z jednej strony powinni informować o przypadkach, w których zachodzi podejrzenie o złe obchodzenie się z dzieckiem i chronić inne dzieci w danej rodzinie, z drugiej zaś wszyscy zgadzają się, że wiedza, jaką posiadamy na ten temat, jest niepełna i niejednoznaczna.
Z tych wszystkich autorów jedynie Duhaime napisał w swojej pracy z roku 19926, że „pacjenci, u których wykryto krwotok wewnętrzny oraz ci, którzy nie wykazują żadnych oznak jakiegokolwiek urazu, muszą mieć także przeprowadzone badania kliniczne i radiograficzne w celu wykluczenia uderzeń w głowę, złamań kości długich lub obrażeń tkanek miękkich. Trzeba to zrobić w celu całkowitego wyeliminowania możliwości spontanicznego śródczaszkowego krwotoku, jaki może się czasem pojawić w wyniku zniekształceń naczyń krwionośnych lub skłonności do krwawień”.
Oczywiście może się zdarzyć, że niektórzy rodzice lub opiekuni dzieci mogą obchodzić się z nimi w sposób nieprawidłowy, co może powodować u nich różnego rodzaju obrażenia. Z drugiej strony jednak trzeba być bardzo ostrożnym w interpretowaniu podobnych zjawisk patologicznych, które wcale nie muszą mieć cokolwiek wspólnego z uszkodzeniami typu mechanicznego czy też złym traktowaniem dzieci.
Nigdy nie zapomnę słów ojca dziesięciomiesięcznego niemowlaka. Po wygranej sprawie sądowej w sądzie apelacyjnym powiedział: „Nadal jednak nie wiemy, co naprawdę zabiło nasze dziecko”. Ani ja, ani nikt inny nie powiedział im, że przyczyną śmierci ich dziecka mogła być szczepionka.
Zatem co jeszcze może być przyczyną obrzęku mózgu, krwawień śródczaszkowych, krwotoku, jaki występuje na siatkówce oka, oraz pęknięć czaszki i innych kości? Od momentu rozpoczęcia masowych szczepień noworodków, periodyki poświęcone medycynie zaczęły zapełniać się doniesieniami na temat przypadków coraz częstszego występowania poważnych uszkodzeń mózgu, systemu krwionośnego, zaburzeń metabolizmu i innych uszkodzeń ciała.
Szczepionki takie jak ta przeciwko kokluszowi są obecnie używane do wywoływania u zwierząt laboratoryjnych zapalenia mózgu i rdzenia (eksperymentalne alergiczne zapalenie mózgu i rdzenia). Badania te prowadzili Levine i Sowinski w roku 1973.7 Podanie tej szczepionki wywoływało obrzęk mózgu oraz krwotok porównywalny do tego, jaki może powstać podczas mechanicznego uszkodzenia mózgu (Iwasa i inni, 1985)8.
W roku 1981 Munoz badał razem z innymi naukowcami9 biologiczną aktywność krystalicznego pertussigenu – toksyny produkowanej przez bakterie Bordetella pertussis, które wywołują koklusz i są aktywnym składnikiem, zarówno w postaci komórkowej, jak i bezkomórkowej, wszystkich typów szczepionek badanych na myszach laboratoryjnych. Twierdzili oni, że już niewielka ilość pertussigenu wywołuje nadwrażliwość na histaminę (wykrywaną nawet osiemdziesiąt cztery dni po podaniu), leukocytozę, zakłóca wytwarzanie insuliny, zwiększa wytwarzanie immunoglobuliny IgE i przeciwciał G1 na albuminę jaja kurzego, a także podatność na szok anafilaktyczny i naczyniową przepuszczalność mięśni prążkowanych. Podanie dawki pięciuset czterdziestu sześciu nanogramów pertussigenu dla jednej myszy spowodowało śmierć połowy myszy, którym ją podano. Typowe było też opóźnienie momentu nadejścia śmierci. Kiedy podano myszom dawkę wynoszącą pięć mikrogramów pertussigenu, większość z nich nie osiągnęła swojej typowej wagi i zdechła w ciągu pięciu dni. Ostatnia z nich zdechła w ósmym dniu eksperymentu. Jednomikrogramowa dawka tej substancji zabiła cztery z pięciu myszy poddanych testowi. Między drugim i piątym dniem myszy osiągnęły swoją wagę, jednak później ich ciężar pozostawał na stałym poziomie aż do momentu ich śmierci. Nawet jedna z nich, która przeżyła szesnaście dni i została później zabita, na własnej skórze doznała kryzysu (przestała przybierać na wadze) w dniach, w których zdychały jej koleżanki. Czy mysz, która została zabita, mogłaby żyć dłużej? Może przeżyłaby dwadzieścia cztery dni – jest to kolejny krytyczny dzień zidentyfikowany przez Cotwatcha w wyniku badań nad oddychaniem dzieci, w czasie którego mogą one mieć nawrót trudności z oddychaniem lub umrzeć po otrzymaniu szczepionki – a nie szesnaście?
Interesujące jest to, że kiedy zwierzęta laboratoryjne wykazywały objawy chorobowe spowodowane podaniem szczepionki, a następnie umierały, nigdy nie uznawano tego za zbieg okoliczności. Kiedy jednak u dzieci, którym podawano tę samą szczepionkę, występowały podobne objawy lub śmierć, traktowano to jako przypadek bądź skutek nieodpowiedniego ich traktowania przez rodziców lub opiekunów. Kiedy te wyjaśnienia okazywały się niewystarczające, stwierdzano, że cała ta sprawa jest „zagadkowa”.
Opóźnienie w występowaniu niekorzystnych objawów na szczepionki jest raczej normą a nie wyjątkiem. Tłumaczono to jako skutek immunologicznej śródnaczyniowej złożoności antygenu (komórkowych lub bezkomórkowych organizmów wywołujących koklusz), co w roku 1988 opisał Wilkins10. Stwarza to ogromny problem dla lekarzy dokonujących szczepień i sprawia, że tworzą oni zależności czasowe mające wykazywać, że w przypadkowych relacjach między podawaniem szczepionek a występowaniem reakcji ubocznych występują określone prawidłowości. Zwykle okres ten wynosi od 24 godzin do 7 dni. W rzeczywistości większość niepożądanych reakcji na szczepionki występuje w późniejszym czasie i z reguły uważa się, że nie mają one z nimi związku.
Wystarczy jednak tylko spojrzeć na ulotkę dołączaną do szczepionki przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby typu B, aby stwierdzić, że oprócz miejscowych reakcji mogą wystąpić po niej znacznie groźniejsze objawy o neurologicznym charakterze, takie jak parastezja czy paraliż, a także zespół Guillaina-Barre a, zapalenie nerwu wzrokowego i stwardnienie rozsiane.
W roku 1996 Devin11 opisał przypadki występowania krwotoku siatkówkowego, który spowodowany jest jego zdaniem nieodpowiednim obchodzeniem się z dzieckiem. Nie wiedział, jak widać, że te same objawy mogą, a nawet występują po podaniu szczepionki. W swojej pracy opublikowanej w roku 1990 Goetting i Sowa12 opisali przypadki występowania krwotoku siatkówkowego u dzieci nawet po reanimacji krążeniowo-oddechowej.
Wybrzuszenie ciemiączka spowodowane obrzękiem mózgu zostało opisane w roku 1979 przez Jacoba i Mannino13 jako bezpośrednia reakcja na szczepionkę DPT (przeciwko dyfterytowi, kokluszowi i tężcowi). Opisali oni przypadek siedmiomiesięcznego niemowlaka, u którego w dziewięć godzin po podaniu trzeciej serii szczepionki DPT doszło do wybrzuszenia ciemiączka przedniego, poza tym zaczął on gorączkować i stał się rozdrażniony.
Siniaki i skłonność do krwawień są jedną z charakterystycznych cech choroby objawiającej się brakiem krzepliwości krwi, czyli małopłytkowości (thrombocytopenia). Tego typu objawy występują także jako efekt uboczny po wielu różnych szczepionkach. Pierwsze z nich to łatwo powstające siniaki, krwawienia i wysypki wybroczynowe. Małopłytkowość może doprowadzić do krwotoków w mózgu i innych narządach (Woerner, 1981)14.
W swojej pracy z roku 1981 Cody15 podał, że w jednym przypadku na 1750 szczepień przeciwko DPT występują konwulsje, które mogą spowodować nie wyjaśnione przypadki nagłych upadków dzieci, które potrafią już siedzieć lub stać. Upadki te mogą powodować podłużne pęknięcia czaszki lub złamania kończyn. Kiedy weźmiemy pod uwagę fakt, że dzieciom podaje się trzy dawki szczepionek przeciwko DPT i OPV (doustna szczepionka przeciwko polio), wówczas okaże się, że ryzyko wystąpienia niekorzystnych objawów po szczepieniu wzrasta do jednego na 580 przypadków, a w przypadku pięciu dawek do jednego na 350. Oznacza to, że duża liczba dzieci dostaje konwulsji między drugim i szóstym miesiącem życia, około osiemnastego miesiąca oraz między piątym i szóstym rokiem. Konwulsje występują często w czasie, gdy rodzice lub opiekunowie dziecka tego nie widzą. Dziecko stojąc lub siedząc na podłodze, pada nagle do tyłu lub do przodu i łamie sobie rękę.
Te zewnętrzne obrażenia fizyczne skłaniają wręcz do popełnienia błędu przy stawianiu diagnozy, zwłaszcza że lekarze wykonujący szczepienia nigdy nie przyznają, że szczepionka może doprowadzić u dziecka do poważnych obrażeń. Często rutynowe poddawanie dzieci osiemnastu szczepieniom w ciągu sześciu miesięcy od urodzenia może przyczynić się do wywołania u nich niebezpiecznych obrażeń ciała.
Biorąc to pod uwagę system sądowniczy powinien być bardziej otwarty na alternatywne wyjaśnienia problemu, jakim są obrażenia doznawane przez dzieci pod wpływem szczepień. Sąd powinien być także bardziej rozważny, wysłuąc opinii „ekspertów”, którzy wypowiadając się na temat szczepień twierdzą, że tylko intensywne potrząsanie dzieckiem może spowodować u niego krwotok siatkówkowy. To twierdzenie wskazuje jedynie na ich ignorancję. To właśnie tacy „eksperci” wciąż namawiają rodziców, aby szczepili swoje dzieci, bezkarnie przyczyniając się w ten sposób do wzrostu liczby przypadków obrażeń, jakie występują u dzieci po podaniu im szczepionki.
WIELKA BRYTANIA I EPIDEMIA ODRY, KTÓREJ NIGDY NIE BYŁO
Termin „syndrom Munchausena” odnosi się do osób, które zabijają lub krzywdzą dzieci w celu zwrócenia na siebie uwagi. W latach osiemdziesiątych terminem tym określano także przypadki, w których dochodziło do nagłej śmierci noworodków.
Według Meadowa (1995)16 termin „syndrom Munchausena” został początkowo stworzony na potrzeby dziennikarzy. Używano go też w stosunku do osób dorosłych, które miały skłonności do opowiadania nieprawdopodobnych historii na swój temat, podobnie jak czynił to fikcyjny baron von Munchausen, który twierdził, że latał balonem. Obecnie terminu „syndrom Munchausena” używa się też w stosunku do rodziców, którzy zmyślają różne historie na temat chorób swoich dzieci.
Termin „syndrom Munchausena” może okazać się cenny i pomocny przy opisywaniu i dokumentowaniu przypadków umyślnego krzywdzenia dzieci przez rodziców, którzy trują lub wystawiają je na zbędną i często niebezpieczną terapię medyczną. Coraz częściej jest to dla niektórych lekarzy także sposób na kamuflowanie zauważonych przez nich prawdziwych efektów ubocznych podawanych w Wielkiej Brytanii szczepionek, w szczególności przeciwko odrze (M) odrze-śwince-różyczce (MMR) i odrze-różyczce (MR). Wiele tysięcy angielskich dzieci (według niektórych szacunków nawet piętnaście tysięcy) zaczęło wykazywać oznaki autyzmu w połączeniu z zaburzeniami jelitowymi po podaniu im w roku 1994 powyższych szczepionek.
W roku 1994 i 1995 Biuletyn of Medical Ethics (Biuletyn etyki medycznej) opublikował na ten temat dwa artykuły. W październikowym artykule z roku 1994 noszącym tytuł „Czy twoje dziecko rzeczywiście potrzebuje szczepionki przeciwko odrze?” podano, że w listopadzie 1994 roku rząd Wielkiej Brytanii chce rozpocząć akcję propagandową, której celem jest przekonanie ludzi do konieczności masowych szczepień przeciwko odrze wszystkich dzieci w wieku pięciu i sześciu lat.
Rząd twierdził, że ma to na celu zapobieżenie epidemii, która może nastąpić w roku 1995. Jej skutkiem może być pięćdziesiąt zgonów na każde dwieście tysięcy zachorowań. Według autorów artykułu od roku 1990 w Walii i Anglii zanotowano łącznie zaledwie od ośmiu do dziesięciu tysięcy przypadków zachorowań na tę chorobę. Jedyna epidemia, jaka w tym czasie wystąpiła, miała miejsce zimą na przełomie roku 1993 i 1994 w Szkocji, gdzie odnotowano pięć tysięcy przypadków zachorowań na odrę. Jednak w okresie między majem i sierpniem 1994 roku wskaźnik zachorowań na tę chorobę gwałtownie zmalał. Tak więc nie istniały w rzeczywistości żadne przesłanki, które wskazywałyby na możliwość wybuchu epidemii.
W dziewięciostronicowym artykule pochodzącym z sierpnia 1994 roku można było między innymi przeczytać, że 14 września 1992 roku Ministerstwo Zdrowia pośpiesznie wycofało z użycia dwa rodzaje szczepionek przeciwko MMR (odra-świnka-różyczka). Stało się to po przedostaniu się do prasy przecieku mówiącego, że po podaniu tych szczepionek wzrasta ryzyko zachorowania na zapalenie opon mózgowych. Obie szczepionki zawierały szkodliwe szczepy Urabe, które jak się okazało, powodowały w jednym na tysiąc czterdzieści cztery przypadki szczepień zachorowanie na zapalenie opon mózgowych (Yawata, 1994)17.
Bazując na epidemiologicznym domniemaniu, że w roku 1995 może wybuchnąć epidemia odry, do której w rzeczywistości nie doszło, rząd Wielkiej Brytanii próbował przeprowadzić podobną akcję ze szczepionką przeciwko różyczce. Owa akcja masowych szczepień miała być eksperymentalną alternatywą dla dwuetapowego programu szczepień przeciwko odrze-śwince-różyczce. Rząd Wielkiej Brytanii umyślnie wprowadził w błąd rodziców w sprawie konieczności szczepień i ryzyka związanego z odrą i szczepionką przeciwko niej. Ministerstwo Zdrowia Wielkiej Brytanii złamało prawo Unii Europejskiej, które dokładnie określa sposoby zawierania kontraktów i gwarantowania określonym firmom farmaceutycznym możliwości prowadzenia kampanii związanych z masowym szczepieniem ludności. Gdyby akcja szczepień, jaką chciał przeprowadzić rząd Wielkiej Brytanii udała się, firmy farmaceutyczne mogłyby mówić o wielkim szczęściu. Stałoby się tak dlatego, że właśnie kończył się termin ważności wyprodukowanych w roku 1992 szczepionek przeciwko odrze i różyczce, na które nie było praktycznie zapotrzebowania.
Skutek akcji masowych szczepień był znikomy. I tak w roku 1995 w Anglii i Walii wystąpił dwukrotny wzrost zachorowań na różyczkę w stosunku do tego samego okresu z roku 1994 – 412 przypadków zachorowań w porównaniu do 217. Zanotowano również sześć przypadków zachorowań na różyczkę kobiet ciężarnych. Dane wskazywały, że w pierwszym kwartale roku 1995 odnotowano większą liczbę przypadków (11) w stosunku do pierwszego kwartału roku 1994 (9). Poza tym lekarze pracujący w szkołach informowali o ustaniu rozprzestrzeniania się odry wśród dzieci. Higson (1995)18 opisał przypadek dwóch przedstawicieli Ministerstwa Zdrowia Wielkiej Brytanii, którzy próbowali potwierdzić sukces masowej akcji szczepień przeciwko odrze i różyczce za pomocą fałszywych danych, które w ogóle nie odzwierciedlały rocznych raportów zawierających dane dotyczące przypadków zakażeń odrą. Stwierdził, że dane zebrane na ten temat przez Ministerstwo Zdrowia nie uzasadniają konieczności wyasygnowania aż tak wielkich kwot pieniędzy na prowadzenie tak drogiej akcji. Rząd Wielkiej Brytanii wydał około dwudziestu milionów funtów na szczepionki przeciwko odrze i różyczce, które miały stracić wkrótce ważność.
Obecnie część z tysiąca pięciuset rodziców uczestniczy w zajęciach, których celem jest nauczenie ich, jak rodzić sobie z kłopotami, z jakimi borykają się ich dzieci (często są to dzieci autystyczne, które mają także problemy z jelitami).
Wakefield i jego współpracownicy opublikowali w roku 1998 w prestiżowym magazynie medycznym Lancet artykuł, w którym opisali przypadki kilkunastu dzieci, u których wystąpiły po upływie od jednego do czternastu dni od chwili podania im szczepionek przeciwko M, MMR i MR objawy przewlekłego zapalenia jelita cienkiego i okrężnicy.19 Przedstawili w nim również swoją teorię na temat przyczyn zapadania dzieci na autyzm. Twierdzą oni, że autyzm jest spowodowany „nadmiarem opioidu”. Ich zdaniem jest to rezultat niepełnego rozkładania się i nadmiernego wchłaniania peptydów jelitowych pochodzących z takich produktów spożywczych jak jęczmień, ryż, owies i kazeina znajdująca się we wszystkich produktach pochodzenia mlecznego będącego rezultatem uszkodzenia jelit przez szczepionki. Peptydy te mogą wywoływać efekty opioidowe bezpośrednio lub poprzez tworzenie ligandów z enzymami peptydowymi niezbędnymi do rozkładania endogennych opioidów znajdujących się w centralnym układzie nerwowym, prowadząc do rozregulowania prawidłowo działającego systemu neuroregulacji oraz zaburzeń rozwoju mózgu.
W ostatnim czasie wielu brytyjskich rodziców zwracało się do mnie ze skargami, że ich dzieci zaczęły po otrzymaniu szczepionek zachowywać się inaczej oraz przejawiać podobne jak opisane powyżej problemy z jelitami. Lekarze, do których zwracali się z tymi problemami, mówili im, że te objawy, które opisują, po prostu sobie wymyślili, albo sami je spowodowali, aby zwrócić na siebie uwagę. Używali przy tym określenia „syndrom Munchausena”. To zachowanie lekarzy przysparzało rodzicom jedynie cierpienia oraz wielu problemów rodzinnych, w niczym nie pomagając ofiarom szczepień. Ich opowieści były wręcz przerażające.
EDUKACJA W SPRAWIE ZAGROŻEŃ WYWOŁYWANYCH PRZEZ SZCZEPIONKI
Podsumowując należy stwierdzić, że szkody wywoływane przez szczepienia stale rosną. Nie dość, że nie polepszają one zdrowia dzieci i innych pacjentów, to jeszcze wywołują u nich poważne kłopoty zdrowotne oraz stwarzają wiele problemów dla ich rodzin, czyniąc z nich ofiary ofiar.
Rodzice małych dzieci, które czeka seria szczepień, sami powinni ocenić, czy warto je szczepić i narażać na poważne kłopoty zdrowotne. Powinni poznać prawdziwe niebezpieczeństwa, jakie niesie ze sobą ta nienaukowa, bezużyteczna i szkodliwa procedura medyczna. Bez względu na ilość szczepionek, do których przyjęcia namawia się ludzi, szczepienia nie są w Australii obowiązkowe (chociaż liberalny minister zdrowia zapowiedział, że zamierza to zmienić w najbliższej przyszłości, co zabrzmiało mi wręcz jak groźba) i rodzice nie muszą poddawać im swoich dzieci. Rodzice, którzy ulegli tej politycznej propagandzie, mogą doświadczyć na sobie w pewnym momencie gorzkiej prawdy – mogą zostać oskarżeni o spowodowanie obrażeń u swojego dziecka, których rzeczywistą przyczyną jest szczepionka.
Stale namawiam lekarzy, aby kierując się swoim doświadczeniem obserwowali i starali się ustalić, czy dana choroba nie została wywołana przez szczepionkę. Powinni uważnie słuchać, kiedy ich pacjenci, a zwłaszcza rodzice małych dzieci mówią o efektach ubocznych szczepień.
Niezdolność do uważnego słuchania i obserwowania pacjentów może przyczynić się do wzrostu liczby lekarzy, którzy zamiast leczyć będą szkodzić, zamiast pomagać w rozwiązaniu problemu będą oskarżać i w końcu zatajać – nieważne czy będą to robić umyślnie, czy nie, co zdarza się coraz częściej – przyczyny powstania choroby z powodu swojej niekompetencji i niewiedzy. Zapewne „bumerang Munchausena” byłby dobrym terminem na określenie tych członków medycznej profesji, którzy mnożą ofiary swoich szkodliwych zabiegów, zwłaszcza szczepień.
Chciałabym przypomnieć wszystkim, którzy nadal sądzą, że korzyści płynące ze szczepień znacznie przewyższają wywoływane przez nie szkody, że choroby zakaźne, przeciwko którym szczepimy nasze dzieci, są im potrzebne, aby ich system immunologiczny mógł dojrzeć. Przejście przez tego rodzaju choroby jest dla systemu immunologicznego małego dziecka przełomowym wydarzeniem. Zachorowanie na odrę powoduje w rezultacie powstanie ciał odpornościowych nie tylko na tę chorobę, ale powstanie nieswoistej odporności na inne, o wiele poważniejsze choroby, takie jak choroba zwyrodnieniowa kości i chrząstek stawowych, niektóre rodzaje guzów, choroby skóry oraz choroby atakujące system immunologiczny (Ronne, 1985)20. Przebycie świnki pozostawia z kolei w systemie immunologicznym przeciwciała przeciwko rakowi jajników (West, 1966)21. Tak więc nie ma potrzeby chronienia dzieci przed zachorowaniem na choroby zakaźne.
Co więcej, prowadzone jakiś czas temu badania nad systemem immunologicznym dowiodły, że szczepionki wcale nie zwiększają odporności, a jedynie wyczulają organizm – zwiększają jego podatność na zapadnięcie na daną chorobę (Craighead, 1975)22. Jak wiadomo, istnieją zaszczepione dzieci, które cierpią na chroniczne dolegliwości chorobowe, takie jak astma czy ciągła infekcja ucha środkowego, które są jednymi z wielu efektów ubocznych stosowania szczepionek; dzieci, które wykazują objawy uboczne takich chorób, jak zapalenie płuc czy atypowa odra, których wystąpienie kończy się w 12 do 15 procentach przypadków zgonami; czy wreszcie dzieci, które mogą mieć poważne problemy ze zwalczeniem tak pospolitej i nieszkodliwej choroby jak ospa wietrzna. Jest to skutek osłabienia ich systemu immunologicznego przez szczepionki.
Kończąc, proszę wszystkich rodziców, aby zadali sobie kilka pytań. Czy zauważyliście, jak usilnie promuje się szczepienia, używając do tego gróźb, przymusu, różnego rodzaju oskarżeń oraz kar pieniężnych? Czy przytrafiło się wam coś podobnego w przypadku innego produktu? Czy nie bylibyście podejrzliwi i nie pytali, czy z produktem, który usilnie narzuca się konsumentom, jest wszystko w porządku? Dlaczego tak wielu dobrze poinformowanych rodziców, w tym również lekarzy, odmawia poddania swoich dzieci szczepieniom? Czy nie powinniście być podejrzliwi w stosunku do całego systemu medycznego, który tak bardzo na was naciska? Systemu, który nie chce wziąć odpowiedzialności za spowodowanie obrażeń, jakie mogą wystąpić po podaniu szczepionki, i który bezprawnie stara się pozbawić was waszego konstytucyjnego, demokratycznego i legalnego prawa do kontroli zdrowia zarówno waszego własnego, jak i waszych dzieci?
Brak komentarzy:
Nowe komentarze są niedozwolone.